I ślubuję Ci: Miłość

Mam nadzieję że wszystko się uda. Mam nadzieję że nic nie stanie na przeszkodzie i za niecały miesiąc mój Ukochany i ja staniemy twarzą w twarz, wpatrzeni w swoje oczy i pełni szczęścia, wobec Boga i zgromadzonych bliskich wypowiemy słowa które znaczą więcej, niż jakiekolwiek słowa wypowiedziane do drugiego człowieka. Słowa, które zwiążą nas na zawsze, i na zawsze zmienią nasze życie.

„Biorę Ciebie za Żonę, biorę Ciebie za Męża”

Łaska Sakramentu spłynie na nas w tym momencie, jednak później powiedziane zostaną kolejne słowa. Nie mniej ważne.

„Ślubuję Ci: Miłość, Wierność i Uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci”

Chciałabym zastanowić się co kryje się za tymi słowami, i z czym wypowiedziana przeze mnie obietnica będzie się wiązać.

Ślubuję Ci Miłość

Zanim się obieca, powinno się wiedzieć co się obiecuje 🙂 Posłuchajcie co dla mnie znaczą te słowa Przysięgi.

Ślubuję Ci miłość, to znaczy że będę Cię kochała tak długo jak będę żyła. Nie obiecuję że będę w Tobie zakochana, i że będę czuć motyle na Twój widok, ale myślę że jest to możliwe. Jednak nie obiecuję.

Obiecuję że codziennie wybiorę że Cię kocham. Nawet jeżeli mnie zirytujesz, nawet jeżeli będę chciała uciec i nie wrócić, albo zwinąć się w kulkę i nigdy nie wstawać, wtedy popatrzę na kawałek metalu na palcu, i przypomnę sobie co Ci obiecałam.

Wstanę, wrócę, pohamuję się. Będę Cię kochała nawet kiedy będzie to ciężkie i bolesne (oby nie było). Miłość nie jest uczuciem. Miłość jest decyzją, która znaczy, że każdego dnia walczę o Twoje dobro. O to żeby Tobie było dobrze. Poświęcam mój czas, moją energię, moje marzenia nie oczekując nic w zamian. Umieram w swoim egoizmie, i rodzę się na nowo, gotowa do służby Tobie w imię Miłości.

Będę Ci poddana, będę dla Ciebie dobra, będę o Ciebie dbała i do Ciebie się uśmiechała. Nawet kiedy nie będę miała ochoty.

Ślubuję Ci Miłość. Moją Miłość. Będę Twoją Miłością – na zawsze.

Będę cierpliwa – akceptując Twoje słabości i ucząc się Twojego sposobu myślenia

Będę łaskawa – wybaczając zawsze, kiedy mnie zranisz

Nie będę zazdrościć – ani Tobie, ani innym tego, co straciłam wybierając Ciebie

Nie będę szukać poklasku – nie oczekując nic, za to co robię dla Ciebie

Nie będę unosiła się pychą – wyciągając rękę do zgody i przyznając że nie mam racji

Nie dopuszczę się bezwstydu – nie pozwalając abyś się kiedykolwiek musiał się za mnie wstydzić

Nie będę szukała swego – rezygnując z czego będzie trzeba, dla Twojego dobra

Nie będę unosić się gniewem – ucząc się panować nad emocjami

Nie będę pamiętać złego – wybaczając prawdziwe

Nie będę cieszyła się z niesprawiedliwości – nie będąc zołzowatą ani mściwą

Będę współweselić się z prawdą – ciesząc się, że to co nas łączy jest prawdziwe

Wszystko zniosę – nie ważne co nas w życiu spotka będę przy Tobie i dla Ciebie

We wszystko uwierzę – nie będę podważać Twoich słów

We wszystkim pokładam nadzieję – w każdym Twoim geście dostrzegę Twoją miłość do mnie

Wszystko przetrzymam – zawsze będę silna dla Ciebie

Nigdy nie ustanę – zawsze będę podejmować wysiłek i staranie aby Tobie było jak najlepiej

Obiecuję Ci miłość, taką jaką mogę Ci dać. Obiecuję także dbać o tą miłość, aby była coraz piękniejsza, coraz doskonalsza i aby była dla nas coraz większym źródłem radości.

Wiem, że kiedy mówi się miłość – ludzie myślą o słońcu, tęczy i wiecznym szczęściu. Mnie jednak znacznie bardziej podoba się miłość wg Van Gogha. Myślę że taka, jest znacznie bardziej prawdziwa.

Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu.

Vincent van Gogh

 

Tygodnik Narzeczonej #19

Właśnie poczułam że bardzo brakuje mi wakacji 😀 Prosto z sali egzaminacyjnej wskoczyłam do labu, gdzie przez dwa tygodnie intensywnie próbowałam zamknąć temat pracy inżynierskiej. Miałam skończyć w piątek, ale niestety zostały mi jeszcze 2 tematy do opracowania. W poniedziałek zaczynam ŚDM-ową służbę, a ostatnie dwa tygodnie przez ślubem będę musiała poświęcić na dokończenie pracy oraz przygotowanie projektu na początek roku akademickiego, aby we wrześniu spokojnie mieć czas na szukanie pracy 🙂 Tak czy siak z utęsknieniem czekam na nasze miodowe wakacje, które choć na razie znajdują się w sferze mglistych planów z pewnością przyniosą upragniony odpoczynek 🙂

Jak widać nie bardzo mam czas na ogarnianie ślubnego zamieszania, a nieliczne wolne chwile wolę poświęcić na przygotowania do małżeństwa a nie zajmowanie się drobiazgami.

Wczoraj odbierałam sukienkę od krawcowej i powiedziała mi że dawno nie spotkała tak wyluzowanej Panny Młodej 🙂 Zaszczycona tym wyróżnieniem postanowiłam zrobić małe podsumowanie i pokazać Wam jak ogarniamy ślub i wesele na spokojnie i bez zbędnego nadwyrężania budżetu 🙂

Na początek śpieszę donieść że nie jesteśmy parą sknerusów która skąpi nawet na własny ślub i wesele. My lubimy prostotę, skromne przyjęcia i święty spokój dlatego siłą rzeczy nasze pomysły nie kosztują drogo 🙂

Trzeba przyznać, że pewnie najważniejszą sprawą do załatwienia jest sala i kościół. Tu poszło łatwo  więc spokojnie i szybko wszystko ogarnęliśmy.Kościół jest piękny, prosty i maleńki  więc zrezygnowaliśmy z dekoracji ślubnych, wiedząc że kościół będzie pięknie przystrojony z okazji wielkiego święta Maryjnego. Podobnie w sali gdzie mamy obiad dla rodziny nie znajdziecie takich bibelotów jak białe krzesła, balony i dziwne stroiki, które są dla mnie raczej synonimem kiczu, ale to moja osobista opinia. Pozostaje jeszcze kwestia organisty,ale słyszałam jest bardzo dobry i planuję zająć się tym w sierpniu 🙂

Ubraniowe sprawy też przeszły gładko. Po burzy, która przetoczyła się nade mną kiedy moja rodzina zobaczyła moją sukienkę, zostałam „obdarowana” nowym modelem. Na szczęście trafiliśmy na promocję na idealnie pasującą na mnie suknię.

Ogólnie rzecz biorąc nie przywiązuję wielkiej wagi do wyglądu. Nie mam zamiaru „robić się bóstwo” czy coś w ten deseń. Postawiłam na naturalność i prostotę, ponieważ wierzę, że to sprawdza się najlepiej. Rezygnuję z fryzjerki czy kosmetyczki, na rzecz naturalnych loków i delikatnego, codziennego podkładu. Nie czuję najmniejszej potrzeby jakichkolwiek dodatkowych zabiegów pielęgnacyjnych (Na co mój Narzeczony przytakuje z aprobatą)

Jeżeli chodzi o tradycje i zwyczaje, to sądzę że to tradycja jest dla ludzi, a nie ludzie dla tradycji. Mam wyluzowane podejście i nie zamierzam bawić się w coś tylko dlatego że tak wypada albo taki jest zwyczaj.

To nasz dzień, chcemy go przeżyć po swojemu i chcielibyśmy aby nasi bliscy zaakceptowali naszą wizję przeżycia tego wydarzenia, ciesząc się razem z nami.

Nie podoba mi się budowanie bram, nie zamierzam promować alkoholizmu dając komuś wódkę. Nie będzie także alkoholu na weselu. Żenują mnie trąbiące samochody a rzucanie ryżem wydaje mi się marnowaniem jedzenia (nie chciałabym żeby jakiś gołąb dziobał w moich włosach xD)

Wierząc w swoje umiejętności florystyczne sama zrobię sobie wianek i bukiet, a polegając na doświadczeniu i pomocy Mamy i Babci upiekę placki. Zamiast tortu szykujemy coś niestandardowego, ponieważ wydaje się nam to ciekawszym rozwiązaniem.

Ogólnie rzecz biorąc do wszystkiego podchodzę z przymrużeniem oka, ponieważ niewiele katastrof może wytrącić mnie z równowagi. Tak długo, jak coś nie zakłóci mi zawarcia Sakramentu nie będzie to dla mnie powodem do zmartwienia czy zgryzoty.

Czuję spokój  i absolutne fruwanie ponad przyziemnymi zmartwieniami. Jak mnie najdzie, to odhaczam kolejny punkt ze ślubnej listy to-do, a nawet jak z czymś nie zdążę to też nic się nie stanie 🙂 To tylko rzeczy. Byłam na kilku ślubach, i naprawdę nic prócz momentu przysięgi nie utkwiło mi w pamięci na tyle, abym miała się tym przejmować w moim dniu. Nie pamiętam jakie były kwiaty, co było na obiad i jakim samochodem Młodzi przyjechali do kościoła. Dla mnie to szczegóły, coś co może być, ale nie jest najważniejsze. Mam takie głębokie przekonanie z którego wypływa mój spokój.

Podejście niestandardowe, ale korzystne dla zdrowia. Mogę:) A co? 😀

Jak się czuje Panna Młoda miesiąc przed ślubem + prezent do pobrania

Cudownie 🙂

Budzę się rano i nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Za miesiąc, jeżeli Bóg da, nadejdzie ten długo wyczekiwany dzień kiedy na zawsze zwiążę mój los z losem Ukochanego Programisty.

Czuję wielki spokój. Nie szaleję z przygotowaniami, staram się dobrze wykorzystać każdą chwilę, choć akurat wolnego czasu mam jak na lekarstwo.

Największym priorytetem jest teraz spowiedź generalna. Bardzo zależy nam żeby ją odbyć jednak przypuszczam że podejmiemy ją na spokojnie kiedy skończy się ŚDMowo-inżynierkowe zamieszanie.

Z  ślubnych spraw czeka mnie ostatnia przymiarka sukienki oraz przeniesienie idei prezentu dla Rodziców do rzeczywistości 🙂

Pełni nadziei czekamy na nowe obrączki, podobno mają być jeszcze w lipcu 🙂

Został jeden miesiąc. Ostatnia szansa na domknięcie i ogarnięcie panieńskich spraw. Naprawdę chciałabym się zebrać i działać trochę bardziej metodycznie oraz skutecznie. Trochę obawiam się że mój wspaniały promotor vel człowiek chaos wywiera na mnie zły wpływ w tej materii 🙂

Tak czy siak, kalendarz mojego autorstwa jest gotowy i mam nadzieję że choć przez miesiąc uda mi się zmotywować do bardziej zorganizowanego życia. Tym bardziej, że lista spraw do załatwienia jest naprawdę długa (nie chodzi mi o ślubne sprawy, ale moje własne zadania które powinnam wykonać przed godziną zero)

Nie wiem czy ktoś czuję potrzebę nowego kalendarza w połowie roku, ale w sumie wakacje, to dobry moment na wprowadzenie dobrych nawyków. Myślę że spisanie wszystkiego czarno na białym może pomóc 🙂 Piszcie co myślicie 🙂

plan dnia

plan tygodnia

Jeżeli chodzi o widok miesiąca, to korzystam z kalendarza Ewy z Mocem, albo Kasi z Worqshop 🙂

Tygodnik Narzeczonej #18

Niesamowity tydzień minął mi z prędkością światła, obfitował w ekscytujące wydarzenia, choć pokazał także, że nawet kiedy myślisz że wszystko masz pod kontrolą coś może Cię zaskoczyć. Zapraszam na kolejne narzeczeńskie podsumowanie 😀

Zdecydowanie najważniejszym wydarzeniem tygodnia był Wieczór Panieński w stylu kowbojskim. Moja Kochana Siostra, a zarazem pierwsza Druhna, zorganizowała dla mnie doskonałe przyjęcie. Nie miało ono wiele wspólnego z tradycyjnym wieczorem i ganianiem po klubach. Odbywało się w naszym domu i trwało całą noc 🙂

Było nas w sumie 17 dziewczyn 🙂 Ja, Moja Siostra niezastąpiona organizatorka, kochane kuzynki, Świadek – moja najlepsza przyjaciółka, oraz bliskie mi dziewczyny z formacji, paczki kajakowej, uczelni oraz moja przyjaciółka z czasów gimnazjum 🙂

Nie zabrakło zabaw ślubnych, jednak wszystkie były zarówno w dobrym tonie jak i bardzo zabawne: ślubne kalambury, tworzenie sukni ślubnej z papieru toaletowego, tworzenie historii naszego związku czy quiz o moim Narzeczonym (jak ja do dobrze znam 🙂 100% poprawnych odpowiedzi !)

Czułam się jak królowa wieczoru i  byłam bardzo szczęśliwa mając dookoła siebie tyle bliskich mi dziewcząt 🙂 Było naprawdę świetnie.

Pisząc o wieczorze nie sposób zapomnieć o jednym z moich (wspaniałych) prezentów, czyli moim nowym lokatorze króliku 🙂

Mały słodziak od wtorku mieszka z nami. Cieszę się że w końcu mam własne zwierzątko, za które muszę być odpowiedzialna. Poznajcie Ruby 🙂

13620041_1544497469192341_4246134440512748175_n

Oprócz tych miłych wydarzeń miało miejsce coś mniej przyjemnego, czyli bankructwo salonu gdzie zamówiliśmy obrączki. Przez kilka dni nie wiedzieliśmy co zrobić, ale trzeba się chyba pogodzić z tym, że już nie zobaczymy tych pieniędzy, zdarza się. Tym razem zamówiliśmy na Allegro, i mamy nadzieję że dojdą o czasie 🙂

Taki był mój tydzień. Dziś rozpoczynam odliczanie, zostało 5 tygodni, ostatni czas żeby wziąć się za siebie 🙂 Ciekawe czy mi się uda?

 

Nie łatwo się przepoczwarzyć

Zmiany są trudne. Wszyscy to wiemy, ale wiemy także, że aby wieść szczęśliwe życie zmiana jest czasem konieczna.

Marzenie o posiadaniu szczęśliwego małżeństwa towarzyszyło mi od dawna. A ponieważ marzenia się nie spełniają same, to trzeba zadbać o ich spełnienie samemu. Na szczęście, jestem w tej grupie szczęśliwców, którzy mają świadomość że małżeństwo to lata ciężkiej pracy, kompromisów, wyrzeczeń i umierania dla drugiej osoby o czym już kiedyś pytałam.

Teoretycznie jestem gotowa na wiele wyrzeczeń, i od początku naszego związku wkładałam z niego wiele pracy i wysiłku oraz w imię miłości uwalniałam się z własnego egoizmu.

Jest jednak pewna sprawa, niesamowicie istotna, która jest, moim zdaniem całkowicie niezbędna aby szczęśliwe małżeństwo miało szansę zaistnieć.

Jest to ustawienie swojego współmałżonka na pierwszym miejscu. Pierwszy przed wszystkim innymi ludźmi na ziemi. Tylko Pan Bóg ma prawo do ważniejszego miejsca w moim sercu.

I oczywiście kocham mojego Programistę, tak mocno jak tylko potrafię, jednak nie jest mi łatwo odzwyczaić się od wpajanego przez lata przekonania że to Rodzina jest najważniejsza.

Najchętniej zadowoliłabym wszystkich, ale wiem że to nie możliwe. I bardzo, bardzo żałuję że wcześniej nie zabrałam się za proces „odrodzinniania”

Kocham moją rodzinę z całego serca, i uwielbiam spędzać z nimi czas, jednak już niebawem, nadejdzie ten moment kiedy oficjalnie, na zawsze i nieodwołalnie najważniejszą osobą w moim życiu będzie Ukochany Programista.

W czasie organizacji ślubu i wesela, nawet skromnego, okazuje się że obie pary rodziców mają bardzo wiele do powiedzenia, i to nie dlatego że płacą za wesele czy coś, ale dlatego że mają własną wizję wielkiego dnia swoich dzieci, i chcieliby żeby wszystko przebiegło pięknie, gładko i bez wtopy.

Najlepiej by było abyśmy zawsze byli razem, wobec oczekiwań naszych rodziców, ale siłą rzeczy każde często słucha co mają do powiedzenia ich właśni rodzice. I choć ich zdanie i pomoc są bardzo cenne, to jednak my mamy czasami trochę inne podejście, a ja, mając  wpojony nawyk że Rodziców się słucha zgadzałam się na ich propozycje niepewna czy jest to zgodne z wolą Drugiej Połówki.

Nie jest łatwo tak żyć aby nikogo nie urazić, śmiem twierdzić że jest to nawet nie możliwe, jednak nadchodzi ten moment, kiedy w imię szczęścia swojego małżeństwa, trzeba się czasem sprzeciwić Rodzicom i postawić na swoim.

Nie jest łatwo przejść z poziomu córka, na poziom żona, nawet jeżeli już od jakiegoś czasu jest się zawieszonym gdzieś pomiędzy.

Oczywiście nigdy nie przestaję być córką, jednak mam tu na myśli fakt, że w małżeństwie to nie Rodzice są ostateczną-wyrocznią-początkiem-wszystkiego, ale mój ukochany przyszły mąż, którego zdanie, opinia, szczęście i dobre samopoczucie stają się w dniu ślubu największym priorytetem.

I ta zmiana perspektywy wcale nie jest dla mnie łatwa.

 

Tygodnik Narzeczonej #17

Nie mam pojęcie kiedy zleciał ten tydzień. Udało mi się z sukcesem zakończyć sesję, oraz przeprowadzić się do innego pokoju. Przy okazji, zabierałam moje rzeczy z domu rodzinnego, i przekonałam się że minimalizm to naprawdę fajna sprawa.

Nie przypuszczałam, że rzeczy materialne potrafią przywoływać tyle wspomnień. Udało mi się zminimalizować liczbę pamiątek do jednego pudełka, co jest sporym sukcesem. Nie wyobrażacie sobie, ile rzeczy których pochodzenia/przeznaczenia nie jestem w stanie stwierdzić udało mi się nagromadzić przez kilkanaście lat życia.

Nie jestem jeszcze gotowa, na bezpowrotne wyrzucanie, ale myślę że trzeba się będzie przemóc, zostawić zdjęcia, wspomnienia w sercu, a rzeczy które zajmują cenną przestrzeń oddać, sprzedać lub wyrzucić.

Na obecną chwilę jestem zadowolona z mojego nowego pokoju, oraz rzeczy które mam ze sobą. Myślę że pół roku, które przeżyje bez potrzeby używania rzeczy zostawionych w domu, utwierdzą mnie w przekonaniu że spokojnie jestem w stanie się z nimi rozstać 🙂

Skończył się czerwiec, a wraz z nim pierwsza połowa roku. Trzeba przyznać że nie udało mi zrealizować zbyt wiele noworocznych postanowień.

Do ślubu zostało 6 tygodni.

Nie chciałabym znów popadać z nałóg planowania, wypisywania list itp. Mimo to, jednak czuję że to ostatni moment żeby pozamykać pewne sprawy, przemyśleć, wyćwiczyć, przepracować. Mam wiele marzenie, aby w nowe życie wejść z czystą kartą, tak ukształtowana i kobieca jak to tylko możliwe. Będę nad tym myśleć, zmuszać się, motywować. Silna wolna jest zdecydowanie moim słabym punktem. Ale w sumie, gdyby człowiek nie miał wad to nie miałby nad czym pracować. Prawda?

Jestem z siebie zadowolona, bowiem udało mi się przygotować próbne kwiaty na ślub. Chciałabym podzielić się z Wami efektami, oraz zachęcić do samodzielnych prób. Jest to świetne pole do oszczędności oraz dobrej zabawy 🙂

Nie mam żadnego florystycznego wykształcenia, poniższe ozdoby były pierwszymi wykonywanymi  w życiu. Wianek z gipsówki, zrobiłam na podstawie tutorialu na YT, zaś „koronę” wg autorskiego pomysłu na opasce do włosów.

Za wstążkę, drucik i taśmę florystyczną zapłaciłam 7,50.

Koszt bukietu oraz wianka z gipsówki to także 7,50 (w kwiaciarni powiedzieli mi za taki zestaw 120 zł !!!)

Niebiesko – biały zestaw kosztował 15 zł, zaś dodatkowo z resztek zrobiłam butonierkę, w której kosztowała w sumie tylko przypinka – 2 zł 🙂

Który Wam się bardziej podoba?

 

butonierki

 

Tygodnik Narzeczonej #16

Znowu piszę do Was w poniedziałek ale jestem po cudownym rodzinnym weekendzie offline więc rozumiecie 🙂

Tydzień upłynął mi pod znakiem dwóch słów. Samotność i sesja.

Samotność, spowodowana wyjazdem Ukochanego Programisty nasiliła się z powodu szczególnej potrzeby bliskości, którą ja-studentka odczuwam zmagając  się z sesją, a szczególnie – tak jak to miało miejsce w minionym tygodniu – z poprawkami.

Na szczęście przeciwwagą do tych smutnych słów była Rodzina, poczynając od cudownej uroczystości moich Rodziców, a kończąc na rodzinnym weekendzie.

Mimo, że sesja się jeszcze nie skończyła, pozwoliłam sobie na zaplanowany od dawna wyjazd z rodziną. Doprawdy niemalże zapomniałam jak przepadam za moim rodzeństwem.

Świetnie się bawiłam, i uraczę Was pewną historyjką z udziałem mojego 4-letniego Bratka. Jest on bardzo ciekawym świata malcem i nieustannie zadaje pytania. Rodzina, którą odwiedziliśmy mieszka w pięknym gospodarstwie położonym w środku lasu. Mają oni na większych oknach naklejki drapieżnych ptaków (takie jak na ekranach przy autostradzie) aby uchronić inne ptaki od uderzania w szybę. Bratek oczywiście zapytał po co te ptaki, i Mama wyjaśniła mu całą sytuację. Jakiś czas później siedzimy w kuchni i Bratek wskazując na ozdobnego, witrażowego motyla wiszącego na oknie pyta: „A czy ten motyl jest tu po to, aby inne motyle nie uderzały się w szybę?” – Taka zabawna dla nas logika Malucha.

Moja Siostra przypomniała mi także inną zabawną historyjkę. Bratek miał wtedy dwa latka i aby go zająć, pokazywałam mu jak żyją mrówki. Musicie wiedzieć, że Bratek miał przez pierwsze 2,5 roku życia manierę mówienia o sobie w 3-iej osobie. Jakiś czas później, widząc że Bratek chodzi sobie i grzebie patykiem w ziemi zapytałam

— Co robisz?

— Szukasz.

— Czego?

— Mrówków.

Doprawdy posiadanie Młodszego Rodzeństwa to świetna sprawa 🙂

Na zakończenie powiem Wam, że w sumie dobrze się czasem z kimś rozstać na jakiś czas, żeby później docenić jak bardzo ten ktoś jest wspaniały 🙂

To był mało ślubny, ale dobry tydzień 🙂

 

Tygodnik Narzeczonej #15

Po burzy zawsze wychodzi Słońce.

To moja myśl przewodnia kiedy egzaminy „się” oblewają, koncepcje się sypią, rozmowy przychodzą z trudem a na wierzch wychodzą niewypowiedziane oczekiwania.

Zawsze musi być ten trochę trudniejszy czas, żeby potem ten „normalny” traktować z wdzięcznością jako dobry 🙂

Więc choć najbardziej miałabym ochotę zagrzebać się w kołderkę i nie wychodzić przez jakieś dwa tygodnie, to jednak trzeba cały czas iść naprzód, i odgrzebać swoją radość chwilowo przykrytą powierzchownymi troskami.

Przecież to nie ma znaczenia. Tak naprawdę tylko miłość się liczy. A tej mam zawsze pod dostatkiem 🙂

Sposób Anny na Narzczeczeństwo

Dziś goszczę i siebie Annę i od razu na wstępie zapraszam na jej przemądrego bloga Okiem Sary. Ania podzieliła się z nami historią swojego narzeczeństwa, jak każda jest wyjątkowa, zresztą zobaczcie sami 🙂

W moim przekonaniu zostałam narzeczoną w dniu pierwszej „randki”, czyli wielu godzin przegadanych o naszych życiowych priorytetach, wizji rodziny itd. Bo czyż nie takie rozmowy właśnie mają stanowić przygotowanie do małżeństwa?

Narzeczoną zostałam dokładnie 13 miesięcy później. Żoną natomiast po kolejnych 6 miesiącach. Jak widać z tej kalkulacji – tego prawdziwego, właściwego narzeczeństwa było niewiele. Dodatkowym, dużym utrudnieniem była dzieląca nas odległość – niemalże 500 km i rozpoczynanie nowych etapów: ja szukałam pracy, a następnie wdrażałam się w branżę zupełnie mi nieznaną, a narzeczony rozkręcał nowo otwartą firmę i wyprowadził się z domu rodzinnego.

Nie mieliśmy przez to czasu na dni skupienia dla zakochanych, rekolekcje dla narzeczonych, czy nawet standardowy kurs przedmałżeński. Pojechaliśmy do miasta, które słynie z czterogodzinnego spotkania zakończonego wystawieniem przysłowiowego „papierka”. Czy żałuję? Bardzo. Wiem, że takie wyciszenie jest potrzebne i umacnia w tym czasie burz. A burzyć się przecież jest o co – o ilość gości, o wybranie miasta do zamieszkania po ślubie, o brak czasu tej drugiej osoby lub po prostu łatwo o nieporozumienie w kontakcie telefonicznym.

Odległość to był nasz „casus urgens” – przypadek naglący. Datę ustaliliśmy we wrześniu . Ślubowaliśmy w grudniu.

Na szczęście jeszcze przed zaręczynami zrobiłam tour de salony sukien, by odkryć, że nie mają w asortymencie niczego skromnego, lekkiego i interesującego moją osobę. Na szczęście jeszcze przed zaręczynami miałam pozakładane tablice na Pinterest w razie, gdybym miała spełnić marzenie o zimowym ślubie lub po prostu stylu rustykalnym, który mnie fascynował zanim poznałam swojego Wybranka.

Na szczęście Wybranek także gustował w leśnych dodatkach, prostocie juty i koronek. Na szczęście w pracy miałam miesiąc adaptacyjny, dzięki któremu mogłam przeszperać Allegro w celu zamówienia potrzebnych przydasiów.

Na szczęście moja siostra okazała się świetną organizatorką,założyła zeszyt na pomysły ślubne i dociągnęła wszystkie moje niedociągnięcia lub odpuszczenia.

Marzyłam o przygotowaniu do ślubu z dobrą książką o małżeństwie w ręku, siedzeniem w gronie koleżanek i klejeniem dekoracji, powolnym rozkoszowaniem się zbliżającym się Tym dniem. Było ekspresowo i chaotycznie. Może to nawet lepiej?

Przy naszych charakterach, ciągnący się czas mógłby spowodować więcej frustracji załatwianiem spraw na odległość, kurczącym się budżetem, czy ustaleniami przez telefon. Dotarliśmy się w przeciągu tego pół roku i utwierdziliśmy w przekonaniu, że umiemy pokonywać trudności razem i kochać się „mimo”.

Może tak właśnie było to zapisane w Bożych planach? Żeby nie rozwodzić się nad pieniędzmi, logistyką i pierdółkami dekoracyjnymi?

Weszliśmy w małżeństwo z dużą dozą optymizmu, chęciami, by wszystkim naokoło
udowodnić, że wcale nie „przekonamy się po ślubie jak to jest” i otwartością, by się tego małżeństwa uczyć, a nie żyć w świecie swoich ideałów i swoich złotych klatkach.

Myślę, że to właśnie ta otwartość jest najważniejsza i w narzeczeństwie (dla tych, którzy mają więcej czasu na przygotowanie się) i w momencie wstępowania w Święty Związek Małżeński.

 

Oto kolejny przykład że da się zorganizować wszystko w krótkim czasie 🙂 Tym bardziej podziw za tą odległość. Dziękuję Ani za podzielenie się swoją historią, i uwagę o otwartości, która jest mi teraz szczególnie potrzebna.

Jeżeli jest tu ktoś, kto chciałby opowiedzieć historię swojego narzeczeństwa i podzielić się wskazówkami to zapraszam do kontaktu: jestklarownie@gmail.com

Tygodnik Narzeczonej #14

Życie w blokach. Sesyjna depresja. Obrączki.Komunikacja. Umieranie.Tydzień jakby mało narzeczeński, ale jednak uratowany 🙂 Zapraszam na małe podsumowanie.

***

Podzieliłam sobie życie na bloki. Sesja -> Inżynierka -> ŚDM -> Przygotowania do ślubu. Każdy z nich trwa mniej więcej dwa tygodnie, i w danym czasie staram się skupiać na jednej dużej sprawie. Ale jako, że już od jakiegoś czasu przebywam w bloku sesja, to do moich drzwi zapukała znajoma, która odwiedza mnie dwa razy do roku, a potem znika – sesyjna depresja.

***

Choćbym nie wiem jak się przygotowywała, starała się i obiecywała sobie że tym razem będzie inaczej, dzień załamania zawsze nadchodzi. I choć staram się ratować modlitwą, i koniec końców wychodzę z całej akcji zwycięsko, to jednak poczucie beznadziei nie opuszcza mnie od jakiegoś czasu. Ciężko mi się skupić, nie chcę mi się więcej uczyć i muszę się naprawdę zmuszać żeby spędzić kolejną godzinę z książką. Pomimo że nie raz przerabiałam temat sesji i radzę sobie lepiej, to w tym roku wyczuwam już pewne zmęczenie materiału. To moja szósta sesja i naprawdę chciałabym już skończyć studia. Pocieszam się że to przedostatnia, ale i tak, bitwa z własnym lenistwem jest naprawdę ciężka. Sukces jest taki, że przynajmniej nie płaczę 🙂

***

Narzeczeńskiego powiewu dodają tygodniowi obrączki, które staramy się wybrać. I tu o dziwo to mój Ukochany Programista jest głównym zastanawiaczem. Ja jestem chyba ignorantką, bo wybrałam najprostszy model i stwierdziłam że próba, czy czcionka na grawerze są mi obojętne. Więc teraz czekamy na decyzję, która jak każda, musi być poprzedzona solidnym reaserchem 🙂

***

Byliśmy także wczoraj na warsztatach komunikacji, które zastępują dwie wizyty w poradni. Było nawet całkiem miło 🙂

Nie umiem opisywać swoich uczuć słowami, i choć były podejmowane próby żadna z prezentowanych tam metod do mnie nie trafiła. Spodobał mi się natomiast pomysł bycia bardziej empatycznym na co dzień. Choć obecnie wydaję mi się to nieco sztuczne, myślę że warto zacząć się wprawiać. Zamiast jakiś dziwnych rad i wskazówek, kiedy widzę że ktoś ma jakikolwiek problem można skonstruować empatyczną wypowiedź wedle schematu

Widzę że czujesz się ……………………………………….

Chciałbyś………………………………………………………

Np. Widzę że czujesz się zdenerwowany, chciałbym o tym porozmawiać?

albo Widzę że jesteś zmęczona, chciałabyś przejść się na spacer?

A potem najważniejsze czyli SŁUCHANIE. Trzeba wysłuchać co druga osoba ma do powiedzenia, przyjąć jej odczucia, nie mówić nic, tylko otworzyć się na drugiego człowieka i być w tej chwili dla niego.

***

Teoria teorią, ale jakoś natłok spraw wszelakich sprawia że irytuję się częściej niż bym tego chciała. Czasem nie uda mi się zapanować nad sobą i powiem coś niemiłego.

Naszła mnie myśl taka, że właśnie w tej relacji z najdroższą osobą umieramy. Umiera stara Klara która żyła w określony sposób. Umierają moje przekonania, zachowania wyniesione z domu, rzeczy które wydawały się oczywistościami. Umiera przekonanie o najważaniejszości pewnych osób, o tym że pewne zachowania były jedyne i słuszne. I co najważniejsze umiera moja pycha, która podpowiada że ja wiem najlepiej, że moje ma być na wierzchu. To wszystko umiera, aby mogła narodzić się nowa Klara, która już nie będzie jednoosobowym bytem, ale Sakralnym połączeniem dwojga, przez co, to co moje przestanie być moje. I z tego co moje umarło, narodzi się nasze.