Tygodnik Narzeczonej #13

Powtórzę za Edith Piaf:

Non, je ne regrette rien

Niczego nie żałuję.

Pytają mnie różni ludzie czy nie żałuję. Że ślub tak szybko. Że nie będę miała wesela. Pierwszego Tańca. Kwiatów z kwiaciarni, makijażu, fryzury jak spod igły czy imprezy do białego rana.

Uważam, że każdy ma prawdo do przeżycia swojego Najważniejszego Dnia zgodnie ze swoimi upodobaniami. I doprawdy nie czuję się pokrzywdzona czy ominięta, dlatego że nie zdecydowaliśmy się na wesele i wiele hałasu o nic.

Nie żałuję, ponieważ w tym Dniu zostanę na zawsze związana z Miłością Mojego Życia, i nasza miłość z uczucia przerodzi się w decyzję, której błogosławione konsekwencje będziemy ponosić po kres naszych dni.

Kiedy byłam młodsza, na początku naszej znajomości snułam marzenia o sukni księżniczki, ogrodowym przyjęciu rodem z amerykańskich komedii romantycznych i podróży poślubnej dookoła Świata. Z czasem jednak, kiedy dorastałam a nasza relacja dojrzewała moje myśli okołoślubne zaczęły krążyć dookoła duchowego aspektu tej uroczystości.

Zdałam sobie sprawę, że w tym dniu ważny jest Sakrament, dlatego urządzanie przyjęcia które miałoby przyćmić ten moment wydało mi się nieuzasadnione.

Słyszałam głosy, że nasz ślub, bez zakrapianej imprezy z muzyką będzie smutny. Mam jednak wrażenie, że dla mnie, będzie to najradośniejsza uroczystość w historii, bowiem zwrócona w Stronę Boga, który jest Miłością Doskonałą i Źródłem Radości.

Mam wrażenie, że dla większości ludzi, moje podejście może wydać się dziwne. Rozumiem i szanuję to, że niektórzy wolą wyrażać swoje szczęście w formie wspaniałego przyjęcia dla całej rodziny. Inni nie wyobrażają sobie tego dnia bez wódki i tańców, a jeszcze inni, w tym ja, swoje ogromne Szczęście wolą przeżywać w prostocie. W Komunii z Bogiem i Nowo Poślubionym Małżonkiem.

Cieszę się, że będzie z nami Rodzina. Pisząc zaproszenia zwróciliśmy uwagę, że ich obecność z jest dla nas bardzo ważna, a Komunia Święta i modlitwa będą dla nas najpiękniejszym prezentem. Tak więc inni ludzie są bardzo ważni, chcemy  ich także  ugościć i biesiadować z nimi weseląc się. Jednak najważniejszy jest Moment zjednoczenia naszych serc w Sakramencie.

Nie chcę aby cokolwiek przyćmiło mi ten moment. Nie chcę pozwolić na to, abym choć przez chwilę, zbyt zaprzątnięta przyziemnymi przygotowaniami zapomniała o tym co w tym dniu Najważniejsze.

Dlatego nie żałuję drogich kwiatów, fryzjera i makijażu, ponieważ gorąco wierzę że moje ogromne szczęście rozświetli mnie od środka lepiej niż jakakolwiek „tapeta”

Nie żałuję, bo Kocham. I to Miłość jest jedyną, naprawdę ważną sprawą w tym dniu.

 

Tygodnik Narzeczonej #12

Czas mija naprawdę szybko 🙂

Z jednej strony bardzo się cieszę że do ślubu coraz bliżej, ale z drugiej chciałabym się jeszcze tym czasem nacieszyć i ogólnie mieć więcej czasu w życiu.

W związku z tym trzeba by się lepiej zorganizować, a nie jest to łatwe biorąc pod uwagę gorący okres na studiach i zaawansowane prace nad inżynierką, ale nie poddaje się i mam nadzieję że uda mi się jakoś to wszystko ogarnąć.

Przygotowania do ślubu idą pełną parą, zaproszenia prawie rozdane, Rodzina poinformowana. Zrobione więcej niż mniej 🙂

Udało nam się w końcu wybrać kolory przewodnie, szafirowy (żeby pasował mi do oczka w pierścionku) i błękitny bo to mój ulubiony kolor. Postanowiłam też że sama przygotuję wianek, bukiet i butonierki. Nie mogę się doczekać, kiedy po sesji pojadę na giełdę kwiatową i zrobię próbę.

Wybraliśmy też model obrączek. Najprostsze z najprostszych. Klasyka. 3 mm moja i 4 mm Jego 🙂

Jednak co najważniejsze, staramy się dobrze przygotować duchowo. Urszula pięknie napisała i zgadzam się z nią co do joty. Najważniejsze to przygotować do tego dnia swoją duszę. Właśnie jesteśmy po pierwszej przedślubnej spowiedzi. Byliśmy mile zaskoczeni, bo ksiądz słysząc że to spowiedź przedślubna potraktował nas milej i uważniej niż zazwyczaj.

Oczywiście przed nami jeszcze spowiedź generalna z całego życia, ale to już pewnie w wakacje.

Intensywnie myślimy też na liturgią słowa i pieśniami. Wybór jest ogromy i chcemy wybrać coś naprawdę pięknego. Msza Ślubna, to chyba jedyna okazja żeby zaaranżować prawie wszystko „pod siebie” i myślę że warto dobrze to wykorzystać, aby każde wypowiedziane słowo miało dla nas sens i uczyniło tą Uroczystość jeszcze piękniejszą 🙂

Narzeczeństwo jest super 🙂

 

 

 

Sposób Kamili na Narzeczeństwo

Bardzo się ucieszyłam, kiedy na mojej poczcie zobaczyłam kolejną historię 🙂
Tym razem sposobem na dobre przeżycie narzeczeństwa dzieli z nami
Kamila z bloga Milka bloguje
Narzeczoną jestem od grudnia ubiegłego roku po prawie 4 lata bycia razem. Także zaręczyny były bardzo wyczekane, ale śmieję się, że sama jestem sobie winna, bo na początku ciągle opowiadałam że: narzeczeństwo to ma być już tylko przygotowanie do ślubu, że trzeba długo się znać, by podjąć taką decyzję, lepiej być długo parą niż przedłużanym narzeczeństwem.
 
Nie czuję się ekspertem, by radzić innym, jak przeżyć narzeczeństwo, ale chętnie podzielę się kilkoma spostrzeżeniami.
 
Usłyszałam gdzieś, że największym błędem w narzeczeństwie jest to, że młodzi zajmują się przygotowaniem ślubu i wesela a nie przygotowaniem do małżeństwa. Jest w tym wiele prawdy. Obserwuję innych: widzę kłótnie o zupełnie nic nieznaczące rzeczy. Ważne jest by umieć słuchać się nawzajem, przestać przywiązywać wagę do drobiazgów, a w sytuacji kiedy czujemy, że już się gotujemy, odpuścić na chwilę i wrócić do rozmowy, gdy opadną emocje.
Rzeczą której uczę się wciąż, to to, że drobiazgi nie są ważne. Nie zawsze musi być po mojemu, by było dobrze i korona mi z głowy nie spadnie, gdy ustąpię.
 
Jeśli decydujemy się na ślub kościelny, warto wybrać dobre nauki. Znaleźć sensownego kapłana czy małżeństwo, które to prowadzi i przede wszystkim-nie nastawiać się źle! My wybraliśmy takie, w których po krótkim wstępie odnośnie tematu, dostawaliśmy listę pytań i na jej podstawie pisaliśmy list, do tej drugiej osoby. Następnie przy herbacie czytaliśmy je sobie nawzajem. Jeśli się okazało, że na jakiś temat mamy inne podejście, czasami dyskusja trwała jeszcze długo po spotkaniu.
 
Jak już jesteśmy przy dyskusji- dużo ze sobą rozmawiajcie! My niby mieliśmy światopoglądowe sprawy obgadane już na początku związku, ale człowiek się zmienia, zmieniają się również poglądy. Warto się nimi dzielić na każdym etapie.
 
I teraz coś szczególnie do kobiet- mów konkretami! Mężczyźni tego potrzebują, a czasami i to nie wystarcza i wtedy też powiedz wprost, że coś zrobił źle, nazwij swoje uczucia. Uwierz też, że jeśli Cię kocha, nie specjalnie cie krzywdzi.
 
Uważam również, że narzeczeństwo nie powinno być trwać w nieskończoność. W zależności jak długo się znacie, rok czy półtorej to naprawdę górna granica. Narzeczeństwo to czas przygotowania do małżeństwa, a nie przejście najwyższy level znajomości.
 
Ważną rzeczą są też wspólne i osobne pasje. Róbcie to, co lubicie robić razem!
Uprawiajcie sport, chodźcie do kawiarni. Spędzajcie ze sobą jak najwięcej czasu!
My zdecydowaliśmy się na coś nowego i chodzimy na taniec towarzyski. Próbuję też przekonać się do jego pasji i zamierzam zacząć jeździć na rowerze. Ale pozwólcie sobie też mieć coś swojego: czas na ploty z koleżankami lub coś, co robimy osobno i potem o tym sobie opowiadamy.
 
Ostatnią rzeczą, o której chcę wspomnieć są rytuały. Znaleźć takie chwile, które zawsze będzie się celebrować. Nie muszą to być tylko zwykłe rocznice, ale np. umówić się, że czwartkowe wieczory są zawsze dla nas, spotykamy się o tej samej godzinie w tym samym miejscu i przygotowujemy kreatywne randki, raz kobieta, raz on. Albo coś zupełnie prostszego: jeśli mieszkacie razem to wspólne jedzenie śniadań bez telewizora w tle.
 
Na koniec chcę tylko wspomnieć, że tylu ilu ludzi na świecie, tyle pomysłów na dobre przeżycie tego czasu. Najważniejsze jest, by znaleźć osobę o takim samym podejściu lub taką, która jest otwarta na nasze sugestie i z którą potrafimy się porozumieć, dając jednocześnie to samo od siebie. Jeśli takiego dialogu nauczymy się w narzeczeństwie, jestem pewna że stworzymy udane małżeństwo.
Dziękuję Kamili za jej przemyślenia. Cieszę się, że zechciała podzielić się swoimi radami, a tym samym ubogacić i nasze narzeczeństwo 🙂 Jest mi tym bardziej miło, ponieważ Kamila także jest Narzeczoną Programisty 😀
Przy okazji, raz jeszcze zapraszam Was na Kamili bloga, który jest pełen porad kosmetycznych, przeplatanych lifestylową tematyką.
Jeżeli macie ochotę podzielić się swoją historią koniecznie napiszcie do mnie: jestklarownie@gmail.com

Tygodnik Narzeczonej #11

Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, jednak czuję się absolutnie szczęśliwa i bardzo podekscytowana.

Czym?

Tym, że 14 sierpnia, czyli za dokładnie 12 tygodni wychodzę za mąż za mojego Ukochanego Programistę, najwspanialszego człowieka jakiego mogłam sobie wymarzyć przy moim boku.

Dlaczego tak szybko?

Prawda jest taka, że trochę skichaliśmy. Założyliśmy, że skoro nie robimy wesela, to nie trzeba się specjalnie szybko zastanawiać nad datą. Kiedy się jednak ogarnęliśmy że trzeba coś ustalić, okazało się że w terminach na które mieliśmy oko, albo wypadały inne ważne uroczystości rodzinne, albo naszym rodzinom ten termin nie pasował. Chcieliśmy się pobrać jeszcze w tym roku, a zimowy ślub nigdy nie był moim marzeniem więc ostatecznie stanęło na 14 sierpnia.

I co teraz?

Ostateczną datę ustaliśmy 7 maja, a ponieważ sporo ślubnych formalności trzeba załatwić około 3 miesiące przed ślubem pozostał nam równo tydzień 🙂

Jak zorganizować ślub w tydzień?

Niedziela: Ustalamy datę, wybieramy kościół, telefoniczne zaklepujemy termin u proboszcza, prosimy zaprzyjaźnionego księdza o odprawienie Ślubnej Mszy Świętej, poszukujemy miejsca na obiad, dzwonimy, ogarniamy ogólną wizję

Poniedziałek: Ostatecznie wybieramy miejsce na obiad, zamawiamy zaproszenia.

Wtorek: Umawiamy się do Proboszcza z mojej parafii na spisanie licencji, idziemy do urzędu po papierek potwierdzający brak przeszkód do zawarcia związku małżeńskiego. Wbrew krążącym po sieci przerażającym historiom, całą biurokracje udaje się nam załatwić w pół godziny. Łał, pobieramy się i ja mam to na piśmie 🙂 Popołudniu zatwierdzamy wzory zaproszeń i przekazujemy zaproszenie do realizacji.

Czwartek: Już są, nasze świeżutkie zaproszenia 🙂 Śliczne ❤

Piątek: Umawiamy się na wielkie Tournee po Rodzinie

Sobota: Rano jesteśmy u księdza, w bardzo miłej atmosferze zaczynamy spisywać licencje, niestety nie możemy skończyć, ponieważ ku temu konieczne jest zaświadczenie o wywieszeniu zapowiedzi i udział w warsztatach komunikacji które mamy 10 czerwca. Nie mniej jednak dostajemy papierek, o który prosił ksiądz z parafii w której bierzemy ślub.

Wyruszamy w drogę 🙂 Najpierw odwiedzamy księdza Proboszcza, który znów, bez żadnych problemów zapisuje nas do Księgi i omawia z nami szczegóły. Następnie mamy spotkanie z właścicielką sali w której będziemy mieli obiad poślubny 🙂 Wszystko przebiegło w miarę gładko, choć wygląda na to że nie jestem najlepsza w załatwieniu tego typu spraw. Umawiamy się także na kolejne spotkanie aby dograć szczegóły.

Potem rozpoczęliśmy odwiedzanie rodziny, w celu zaproszenia ich na nasze święto. Był to naprawdę przemiły dzień 🙂 Jestem bardzo zadowolona, że lepiej poznałam rodzinę mojego ukochanego i że okazali się być tacy mili 🙂 Czuliśmy się ugoszczeniu po królewsku, i naprawdę świetnie się bawiłam. To bardzo fajne doświadczenie, porozmawiać z taką ilością ludzi w ciągu jednego dnia zwiedzając przy tym kawałek świata 🙂

Niedziela: Kontynuowaliśmy zapraszanie, tym razem równie miło, ale w obrębie mojej rodziny. Skoczyliśmy jeszcze do rodzinnego miasta Ukochanego, aby wręczyć zaproszenie Rodzicom, oraz przekazać kartkę na zapowiedzi. Wróciliśmy do Krakowa, kończąc rundkę na kolacji u moich Rodziców.

Co o tym myślę?

Myślę, że cieszę się że udało się nam tak szybko zorganizować. Nie było wielkiej spiny ani długiego stresu. Obawiam się że rozdrabnianie się i planowanie tej Uroczystości przez pół roku byłoby dla mnie dużo bardziej wykańczające. Wiem, że niektórzy się tym ekscytują, ale dla mnie takie sprawy organizacyjne są dosyć żmudne, tym bardziej że nie przywiązuję wielkiej wagi do szczegółów i to czy będę mieć na zaproszeniach takie kwiatki czy inne nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Ogólnie cała strona dekoracyjno-organizacyjna jest dla mnie nie tak ważna żeby bardzo się tym przejmować. Chciałabym żeby rodzina poczuła się dobrze ugoszczona, Msza była wzruszająca i piękna, przysięga mówiona z pamięci, oraz żeby rodzina licznie się stawiła i modliła się z nami i za nas 🙂 Reszta to sprawa drugorzędna i cieszę się że mam organizację już za sobą.

Co jeszcze przed nami?

Przede wszystkim zaproszenie pozostałych gości, wybór ślubnych czytań, dogranie szczegółów w Kościele i w restauracji, zamówienie obrączek oraz kupno koszuli i krawata dla Ukochanego.

Co teraz?

Względnie spokojne Narzeczeństwo przeplatane sesyjną batalią w moim wykonaniu 🙂 w porównaniu ze zdaniem roku organizacja ślubu to pikuś !

 

Jestem bardzo ciekawa, jak u Was przebiega, lub przebiegła organizacja tego wyjątkowego dnia. Koniecznie dajcie mi znać 🙂

Dziewczęta łapcie welony :)

Znacie ten zwyczaj, że podczas wesela, przy oczepinach Panna Młoda rzuca czymś (welonem, bukietem, podwiązką, co tam ma) w tłum panien, i ta która złapie pierwsza wychodzi za mąż. No więc nie żebym wierzyła w zabobony, ale mówię Wam, łapcie bo warto 🙂

Byliśmy na weselu we wrześniu zeszłego roku. Byłam wtedy w okresie „dołkowym” tj. często się smuciłam, słuchałam o zaręczynach innych ludzi i rozmyślałam dlaczego nie ja. Miałam poważne wątpliwości czy w ogóle będzie mi dane zostać narzeczoną, o byciu żoną nawet nie wspominając. Toteż bez wielkich nadziei, mając do konkurencji zaręczone-panny-z-poplanowanymi-weselami ustawiłam się w kółeczku dookoła Panny Młodej. Grała piosenka, ona miała rzucać i wtedy obudził się we mnie instynkt łowcy.

Piosenka zamilkła, Młoda Żona rzuciła, a ja próbując oszukać przeznaczenie rzuciłam się za kawałkiem firanki. I już. Mam go. I co?

Mój Programista nie wykazał tyle zapału i pozostał obojętny wobec szybującej muchy, więc musiałam odtańczyć kompromitujący kawałek z jakimś nieznanym mi, lekko wstawionym typem. W każdym razie paradowałam sobie przez kolejne kilka godzin w białym welonie, i tak bez wiary, że kiedykolwiek ktoś będzie łapał coś mojego podczas mojego wielkiego dnia.

A tu proszę. Nie żebym wierzyła w moc tego welonu, ale po prostu ostatnio przypomniała mi się tak historia. I ma dla mnie ona dwa morały.

  1. Warto cierpliwe czekać na spełnienie swoich marzeń, ponieważ w momencie kiedy przestajemy się spodziewać życie układa się lepiej niż w snach
  2. A drugi, czyż to nie oczywiste? Dziewczęta, łapcie welony 🙂

Tygodnik Narzeczonej #9

Wiem, jest środa. Ale nie mogłam zebrać myśli wcześniej. Dziś też krótko, ale mam nadzieję na temat.

Właśnie wróciliśmy ze spotkania w poradni rodzinnej. Narzeczeni są zobowiązani do odbycia trzech takich spotkań, istnieje także możliwość zastąpienia dwóch spotkań kursem NPR albo warsztatami komunikacji (jak my robimy).

Słyszałam trochę opinii demonizujących poradnie ale z radością szłam na wizytę. Prawda jest taka, że ekscytuje mnie wszystko co przybliża nas do małżeństwa 😀

Poradnia miała się otworzyć o 15.30 więc przyszłam 10 min wcześniej z nadzieją na dobre miejsce w kolejce. Rozczarowałam się, bowiem wylądowaliśmy na piątej pozycji.

Co ciekawe, każda para siedziała 15-20 min, oprócz jednej która na korytarzu zarzekając się że będą dużo krócej wyszła po 45 min.

Po 1,5 h oczekiwania nadeszła nasza kolej. Powitała nas sympatyczna pani pod 60-tkę. Zadała kilka pytań o dane, wiek i datę oraz miejsce ślubu. Wbiła nam pieczątkę i ucieszyła się że już jesteśmy po katechezach. Zapytała czy jesteśmy wierzący i praktykujący. Odpowiedzieliśmy zgodnie. Pani zapytała czy mamy jakieś pytania. Poruszyłam kwestię NPR i odpowiedzi były satysfakcjonujące mniej więcej w 60%, jednak Pani skierowała mnie dalej i chwali jej się, że umiała przyznać się że nie wie a nie wciskała kit.

Na zakończenie powiedziała że rzadko spotyka takie pary jak my (w sensie chyba żyjące w czystości) ale rozkminialiśmy o co chodziło i czy wszystkim tak mówi.

Pani była miła, choć spotkanie nie było raczej warte 1,5 h czekania. Nie mniej jednak cieszę się, że kolejny punkt na naszej Narzeczeńskiej drodze został osiągnięty. W czerwcu czekają nas warsztaty komunikacji które zakończą formalne przygotowanie. Na pewno Wam o nich opowiem 🙂

A jakie są Wasze wspomnienia z Poradni Życia Rodzinnego?

Sposób Uli na Narzeczeństwo

Oto pierwszy z gościnnych wpisów w serii sposób na Narzeczeństwo. Swoimi przemyśleniami dzieli się z nami Ula z bloga Kobieta i Pasja.

Nasze narzeczeństwo było dosyć nietypowe, ponieważ trwało niecałe pół roku. Jednak wbrew często powtarzanym opiniom, że nie da się zorganizować ślubu w kilka miesięcy, nam wszystko idealnie się ułożyło. Ślub i wesele były dokładnie takie jakie sobie wymarzyliśmy. Znalezienie odpowiedniej sali na wesele jest zazwyczaj dość wymagającym zadaniem, dlatego w związku z ograniczeniami czasowymi, postanowiłam nie wybrzydzać i wybrać to miejsce, w którym po prostu będą mieli wolny termin. Podczas wstępnego przeglądania ofert, szczególnie spodobała mi się jedna sala. Bez wielkich nadziei napisałam maila z pytaniem o termin. I okazało się, że mieli dla nas wolną salę w sierpniu! Sala była przepiękna, idealnie wpisywała się w nasz gust, a wesele jak mówi mój mąż było jego „najbardziej udanym weselem w życiu”. Ale już dosyć o ślubach i weselach, miało być o narzeczeństwie. 🙂
W związku z tym, że nasze trwało dosyć krótko, byliśmy bardzo zajęci ślubnymi przygotowaniami i tym samym trudniej było znaleźć czas na spotykanie się. Jednak kiedy tylko mogliśmy,umawialiśmy się na randki. Myślę, że w narzeczeństwie ważne jest żeby nauczyć się celebrować ten czas bycia razem i później móc przenieść to na małżeństwo.Jako, że jesteśmy osobami wierzącymi bardzo ważna była dla nas wspólna modlitwa oraz życie w czystości. Teraz z perspektywy małżeństwa widzę jak bardzo się to opłacało. Narzeczeństwo jest ostatnim momentem by móc porozmawiać o ważnych dla nas, kluczowych sprawach. Warto rozmawiać o swoich poglądach na temat posiadania dzieci, podziału obowiązków, seksu, kontaktów z teściami, finansów, tego gdzie chcemy mieszkać. Dla nas było to oczywiste, żeby o wszystkim wcześniej powiedzieć, żeby być ze sobą szczerym i uniknąć przykrych niespodzianek po ślubie. Wiadomo, że nie wszystko da się obgadać i ludzie się zmieniają, ale sami rozumiecie, że pewne sprawy lepiej wcześniej omówić. Myślę, że w narzeczeństwie ważne jest (szczególnie dla kobiet) aby znaleźć takie chwile żeby pożegnać się ze swoim starym życiem, starym światem. Zamknąć za sobą pewien rozdział i z
radością wejść w kolejny. Dla mnie bardzo ważny był też moment kiedy po raz pierwszy w życiu, tak prawdziwie zachwyciłam się tym, czym jest małżeństwo. Było to na rekolekcjach dla narzeczonych prowadzonych przez państwa Malickich. Są to ludzie już w starszym wieku, ale promieniuje z nich taka autentyczna miłość, że nie da się obok nich przejść obojętnie. W moim domu rodzinnym niestety nie miałam dobrego wzoru do naśladowania, dlatego spotkanie tych ludzi, tym bardziej było dla mnie niesamowite. Przed wejściem w małżeństwo polecam właśnie napatrzeć się na takie dobre wzory. Bardzo polecam też rekolekcje „Przygotowanie do małżeństwa metodą dialogową” na których można porozmawiać na wszystkie istotne przed ślubem tematy, a także spotkać się ze wspaniałymi i szczęśliwymi małżeństwami.

Bardzo serdecznie dziękuję Uli za podzielenie się swoją historią. Zgadzam się z nią i postaram się żeby ubogacić nasze narzeczeństwo jej wskazówkami.

A Was zapraszam na Uli bloga Kobieta i pasja. Jak sama pisze: „Mój blog motywuje mnie do pracy nad sobą, do odkrywania swoich pasji i zdobywania różnych umiejętności. Chciałabym też, żeby stał się inspiracją dla innych.”  Od siebie dodam, że rzeczywiście blog ozdobiony bardzo ładnymi zdjęciami jest pełen inspiracji, dla mnie zwłaszcza kulinarnych.

Jeżeli chcecie podzielić się swoim sposobem na Narzeczeństwo, opiszcie swoją historię i wyślijcie mi  na adres jestklarownie@gmail.com

Dobrego dnia 🙂

Ile powinno trwać narzeczeństwo?

Pytanie to zadaje sobie pewnie wiele par, i oczywiście nie ma na nie dobrej, jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od pary, i to, co dla jednych jest dobrym rozwiązaniem, dla innych nie wchodzi w rachubę. Nie mniej jednak, chciałabym się z Wami podzielić moimi przemyśleniami w tej kwestii.

Zdaję sobie sprawę, że dziś dla większości par długość narzeczeństwa wyznacza termin oczekiwania na weselną salę, jednak my, jako ci szczęśliwcy którzy sali nie potrzebują możemy dobrać długość naszego narzeczeństwa tak aby nam pasowała 🙂

Tym co wyznacza długość narzeczeństwa jest czas, jaki potrzebujemy aby przygotować się, tak dobrze jak to możliwe do roli małżonków. Moja opinia jest taka, że powinno być to między 6-12 miesięcy. Oczywiście, wiele par z krótszym stażem, zacznie poważne tematy omawiać dopiero po zaręczynach, i wtedy rzeczywiście możliwe, że poczują się bardziej komfortowo w dłuższym narzeczeństwie.

Ważnym aspektem, który warto wziąć po uwagę, jest etap w życiu na którym się znajdujemy. Jest kiepski pomysłem decydować się na ślub, kiedy obydwoje żyjemy na garnuszku u rodziców i nie mamy własnego źródła dochodu. Małżeństwo wiąże się z oderwaniem od rodziców, oraz moim zdaniem z całkowitym odcięciem się od nich ze strony finansowej.

Osobiście jestem za raczej nie za długim narzeczeństwem, myślę że w naszym przypadku 6 lub 8 miesięcy sprawdzi się idealnie. Pewnie nie którym ten „pośpiech” wyda się dziwny, ale moim zdaniem pośpiech, to 2-3 miesiące, kiedy panna młoda jest w ciąży. 6 miesięcy, to spokojny czas kiedy można się przygotować tak, jak chcielibyśmy. Dodatkowo mam kilka argumentów, dlaczego chcemy wziąć ślub stosunkowo szybko:

  1. Nie urządzamy wesela i nie potrzebujemy czasu aby je zorganizować.
  2. Jesteśmy parą prawie 5 lat i dobrze się znamy.
  3. Mamy doświadczenie we wspólnej codzienności, nie tylko w beztroskim randkowaniu.
  4. Mój Ukochany jest 5 lat straszy ode mnie, i ma stabilną pracę, a i ja, mimo że jestem  na studiach w większości sama się utrzymuję.
  5. Jesień to najpiękniejsza pora roku na ślub.
  6. Chcielibyśmy wyrażać naszą miłość na wszelkie możliwe sposoby, i po 5-ciu latach bardzo tęsknimy do siebie
  7. Piszę publikację naukową i chciałabym ją wydać pod nowym nazwiskiem
  8. Marzę żeby być żoną od dawna, i czuję się na to gotowa, więc uważam że nie ma sensu dłużej zwlekać.
  9. Jeżeli chcielibyśmy się przeprowadzić do innego miasta, łatwiej byłoby nam jako małżeństwu
  10. Biorąc ślub jesienią wspólnie przeżywalibyśmy Święta Bożego Narodzenia 😀

To tylko kilka przykładów, które przyszły mi do głowy 🙂

Sądzę, że przechodzone narzeczeństwo, to nic dobrego, wiadomo, że kochający się ludzie dążą do życia w małżeństwie, które jest ukoronowaniem ich miłości. Najpoważniejsza decyzja, to była ta o zaręczynach. Narzeczeństwo to czas upewniania się w jej słuszności i porządkowanie wzajemnej relacji. Myślę że nie warto zwlekać, o ile nie ma ku temu naprawdę ważnych powodów. Nie trzeba przejmować się  tym że jeszcze nie mamy własnego mieszkania, albo tym że jeszcze studiuję. Warto spełniać swoje marzenia i mieć ukochaną osobę najbliżej jak się da 🙂

Tygodnik Narzeczonej #8

Z racji tego, że we wtorek zakończyliśmy Kurs Przedmałżeński chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami, póki jeszcze „jestem na świeżo”.

Ogólnie rzecz biorąc, czuję się trochę rozczarowana. Mam wrażenie, że kursy przygotowywane są dla ludzi, którzy bezpośrednio z etapu motylków w brzuchu i randek w kinie wskoczyli w fazę przygotowań do ślubu i wesela.

Wydało mi się trochę niepoważne, że prowadzący sugerują że warto porozmawiać o tym, czy chce się mieć dzieci, czy jak się widzi wspólny plan na przyszłość. Wszystko super, tylko wydaje mi się że rozsądny człowiek najpierw rozmawia o tak ważnych sprawach, a dopiero potem decyduje się na zaręczyny, ale co ja tam wiem ;). W każdym razie prawdopodobnie około połowa par na kursie coś z niego wyciągnęła. Reszta, albo przyszła odbębnić i surfowała po internecie, albo, tak jak my już poruszyła większość omawianych na kursie tematów.

Chodziliśmy na Akademickie Katechezy dla Narzeczonych organizowane na Uniwersytecie Papieskim. Co do prowadzących, to jedna para mi się trochę, podobała, druga trochę mniej, ale ogólnie byli w porządku. Dużo dał zorganizowany dodatkowo kurs NPR. Ksiądz był trochę dziwny, ale powiedział kilka mądrych rzeczy. Podobało mi się też spotkanie z księdzem prawnikiem, który opowiadał i istocie ślubu.

Ogólnie miło było pochodzić wspólnie na spotkania, powypełniać ankiety, i posłuchać co ludzie mają do powiedzenia. Jednak kilku rzeczy mi zabrakło.

Za mało było moim zdaniem praktycznych przykładów, bardziej zaawansowanych zagadnień niż ilość dzieci, które chcemy mieć, a przede wszystkim powiedzenia, że wiele rzeczy  może pójść nie tak. Nie było powiedziane, że tak naprawdę małżeństwo to ciężka praca, i codzienne życie ma się nijak do przedślubnej sielanki.

Uderzył mnie też podprogowy przekaz, że każdy może mieć tyle dzieci ile chce, ale Ci, którzy decydują się na mniej niż troję są egoistami.

Bez porównania więcej wynosimy z naszych rozmów we dwoje, a żaden z poruszanych tematów nie zainspirował nas do dalszej dyskusji. Wiem, że kurs ma być dla wszystkich więc poziom się uśrednia, ale i tak ja poprowadziłabym to inaczej. I uwierzcie, naprawdę chciałabym to robić. Naszemu kursowi daję 6/10 🙂